czwartek, 1 stycznia 2015

,,W 80 dni dookoła świata" J. Verne

źródło okładki: nexto.pl
Tytuł: W 80 dni dookoła świata
Autor: Juliusz Verne
Tytuł oryginału: Le tour du Monde en quarte-vingts jours
Tłumaczenie: Mieczysława Wójcik
Ilustracje: Léon Benett
Wydawnictwo: Zielona Sowa,



















,,W 80 dni dookoła świata" to książka, która może zniechęcić już od pierwszej strony (dosłownie!)- nadmiar definicji i niezrozumiałych pojęć skutecznie odstraszy czytelników szukających sensacji, a nie notek encyklopedycznych. Cóż, książek nie ocenia się po okładce- widać po pierwszej stronie również.

Książka Juliusza Verne z każdą kolejną stronicą zdobywa serce czytelnika mojego pokroju (tzn. człowieka typu "co definicja, to nie dla mnie!"), napięcie trzyma do ostatniej linijki tekstu- zakończenie było, jest i będzie chyba największym zaskoczeniem całej historii, a przecież ich nie brakuje. Nie zdradzę jakie, bo tym razem naprawdę lepiej poznać je samemu.

Niedokładnie odkryta książka niedokładnie odkrytego autora- czego chcieć więcej? Może równie tajemniczego głównego bohatera, którego losy i sekrety mają stanąć dla nas otworem? Proszę bardzo. Phileas Fogg, małomówny do tego stopnia, że dwuletnie dziecko prawdopodobnie wydaje od niego więcej dźwięków, oszczędny w ruchach tak, że nigdy nie postawił jednego zbędnego kroku, zakłada się i wyrusza w podróż dookoła świata! Zabiera ze sobą jedynie niezbędne w najbliższej przyszłości przedmioty i... nowo zatrudnionego służącego- Jeana Passepartout. Sługus z początku nie jest zadowolony, bo czyż nie szukał spokoju, który miał mu dać ten idealnie punktualny dżentelmen? Potulnie jednak zwija manatki i rusza za swoim panem, nawet nie zakręcając gazu. Mimo wszystko lubi swojego pana i tę całą zabawę-tu następuje pierwszy zgrzyt. Passepartout szukał spokoju, a pomysł podróży nie podobał mu się tylko podczas szybkiego pakowania i dojazdu na dworzec. Można powiedzieć, że fascynacja nowym otoczeniem i zabytkami przyćmiła zawód, ale... Nie klei się to. Moim zdaniem, można było chwilę zaczekać z tym ,,przekonywaniem się" Passepartout, jednak w całej powieści był to jedyny zgrzyt.
Książka naprawdę godna polecenia, wbrew pozorom, bardzo lekko się ją czyta.

Co do strony technicznej- wydanie jest naprawdę trafione i dopieszczone. Teksty na dole strony to nie zawsze są suche definicje, zaznaczono również najdłuższą wypowiedź pana Fogga oraz błędy logiczne bądź przypisywanie jakiemuś krajowi znaków rozpoznawczych innych państw lub całkiem nowe zwyczaje. Zmiana nazw przez Verne'a też nie uszła uwadze wydawnictwa.

A Wy? Jesteście gotowi na swoją podróż dookoła świata?

piątek, 5 grudnia 2014

,,Jaśki" J.-P. Arrou-Vignod

Źródło okładki: empik.com

Tytuł: Jaśki
Autor: Jean-Philippe Arrou-Vignod
Tytuł oryginału: Une famille aux petits oignons
Tłumaczenie: Joanna Schoen
Ilustracje: Dominique Corbasson
Wydawnictwo: Znak, Kraków 2013
Opis: Sześciu chłopaków w rodzinie to murowane awantury. Zwłaszcza gdy wszyscy mają na imię Jan i jeden z nich zawsze chce być szefem, inny ma przydomek Demolka, a ostatni nigdy nie przestaje płakać. Wakacje w hotelu wojskowym, przeprowadzka, szalone śledztwa detektywistyczne- Jaśki wszystko potrafią zmienić w niezwykłą przygodę. I choć tato to złota rączka, a mama jest doskonale zorganizowana, i tak nie mają żadnych szans, bo chłopaków jest aż sześciu.
(tekst z tyłu okładki)













Jaśki to książka, po którą sięgnęłam  nie do końca dobrowolnie, jednak nie żałuję żadnej przeczytanej strony- bo jak żałować, że poznało się gromadę Janów?

Jest Jan-A, dziesięcioletni na początku lektury marudzący okularnik, przywódca bandy podwórkowej (takie określenie nigdzie nie padło, ale myślę, że jest jak najbardziej trafne), Jan-B, ośmioletni na początku, lekko zaokrąglony, lubiący czytać chłopczyk, z którego punktu widzenia opisywane są wszystkie historie, Jan-C, sześcioletni, wiecznie nic nie rozumiejący i rozkojarzony średniak, Jan-D, czteroletni, alias Jan Demolka- to mówi chyba samo za siebie, Jan-E, dwuletni, do pewnego momentu najmłodszy z rodzeństwa, sepleniący z powodu rzekomego włosa na języku. W trakcie czytania dochodzi nam Jan-F, który miał być Heleną, królową Jaśków, jak to Jan-B wymyślił. Do ostatniej chwili cała rodzina była pewna, że urodzi się dziewczynka, a tu zonk- kolejna ,,litera alfabetu". Jak widać, Jaśki rodziły się w miarę równych odstępach- jest między nimi około dwa lata różnicy. Co ciekawe, w książce nigdzie nie padło nazwisko rodziny.
Powieść dzieje się we Francji, latach 1967-1970 i opisuje przygody normalnej rodziny wielodzietnej. No, normalna to ona jest nie licząc faktu, że ojciec Jaśków wymyślił nietypowy system numeracji, co by nie zapomnieć, jak który syn się nazywa. Chłopcy mają znienawidzonych kuzynów Fougasse'ów, sztuk cztery którzy z kolei wszyscy mają na imię Piotr z kolejnymi literami- to chyba rodzinne... Razem z chłopcami wyjeżdżamy na Boże Narodzenie, chodzimy do szkoły, wyjeżdżamy na wakacje i przeprowadzamy się- z małego mieszkanka w Cherbourgu do niemałego domku z ogródkiem w Tulonie. Chłopcy mają niezliczone pomysły, które raz wypalą, raz nie- w obu przypadkach najczęściej lądują na dywaniku u rodziców. Jest też moment, w którym chłopcy rozmyślają, jak świat będzie wyglądał w przyszłości, około roku dwutysięcznego- są pewni, że do tego czasu zostanie wynalezione choćby jedzenie w pigułkach, a loty na Marsa będą na porządku dziennym- oj, to się chłopcy zawiodą (zawiedli?) :D
Jak zawsze niestety, do książki mam jakieś ,,ale''- jednym z nich jest to, że mało wyczuwam charakter młodszego rodzeństwa, zwłaszcza średniaków. Jaśki dzielą się na najstarszych (Jan-A i Jan-B), średniaków (Jan-C i Jan-D) i maluchów (Jan-E i Jan-F). Najwięcej czytamy o tej pierwszej ,,sekcie", co jest zrozumiałe, bo narratorem jest Jan-B. Jednak w takich zwykłych, codziennych sytuacjach, mało kiedy zauważymy rozkojarzenie Jana-C i destrukcyjne zdolności Jana-D. Jan-E sepleni i do tego nic nie mam, Jan-F ciągle płacze i też można uznać, że jego cecha jest wyeksponowana. Najbardziej mi przeszkadza to, że autor tak jakby ciągle zapominał i przypominał sobie, jaki ma być Jan-C- są momenty, gdy nie rozumie żadnego wypowiedzianego do niego słowa, a innym razem zdaje się dosyć błyskotliwym chłoptasiem (jak na to, że podobno jest bardzo rozkojarzony). Z Janem-D to samo, jest taki schemacik w tej książce: nic-nic-nic-BUM-nic-nic-nic-BUM-nic-nic-nic... Wszystko jest normalnie, nagle dowiadujemy się, że razem z Janem-C zalał mieszkanie. Szkoda, bo na pewno urozmaiciłoby to i tak już ciekawą książkę.
Drugim ,,ale" jest pewna niekonsekwencja- Jan-F na końcu książki jest w tym samym wieku, w którym był Jan-E na początku, a widać kolosalną różnicę w ich zachowaniu- Jan-E normalnie chodził i mówił (seplenił, ale jednak), a Jan-F wciąż tylko krzyczy i próbuje (!) chodzić. Zabrakło mi tego rośnięcia Jana-F.
Ostatnie, do czego mogę się przyczepić, to już mój prywatny... niedosyt? Coś takiego. Mianowicie przydomki- u niektórych zaczynały się na ,,ich" literę, a u niektórych nie. Jan-B to Jan Brzuszek, Jan-D to Jan Demolka, przeboleję Jana Eee u Jana-E. Jednak Jan-F to Jan Wrzaskun- nie można zrobić z niego Jana Furiata, a zamiast robić Gapę z Jana-C, zrobić Jana Ciapę? Znaczenie podobne jak nie to samo, a trzyma się ,,kupy". Problem może być z Janem-A, inaczej Marudą, bo rzeczywiście ciężko znaleźć synonim którejkolwiek z jego cech na ,,a", bo Jana Aspołecznego lub Apatycznego raczej z niego nie zrobimy. Oczywiście nie wiem, czy w oryginale było tak samo, czy dopiero w przekładzie zaniechano ,,trzymania się literek".
Co do tego, czy Jaśki mogliby być kolegami Mikołajka- mówcie co chcecie, ale... Nie wiem. Nie czytałam Mikołajka, poprawię się :D
Z technicznego punktu widzenia: ilustracje jak najbardziej na plus, niby narysowane od niechcenia, dziecięcą ręką, ale bardzo pasuje to do treści. Szkoda tylko, że z tyłu mamy już Jana-F, więc niespodzianka pt. ,,chłopczyk czy dziewczynka?" to już nie jest niespodzianka. Z drugiej strony, głupio nie dać najmłodszego Jana na okładkę i szczerze mówiąc nie mam pomysłu, jak można by z tego wybrnąć.
Tłumaczenie- nie sprawdzę, czy słowo w słowo jest wierne oryginałowi, jednak widząc tytuł francuski i polski, od razu widać, że coś jest poprzekręcane. Owszem, bardziej podoba mi się polski tytuł, krótszy i bardziej adekwatny moim zdaniem (nie znam francuskiego, ale domyślam się, że oryginalnie nawiązuje do więzi rodzinncyh etc.), jednak jest inny od oryginału i przez to nie mam pewności, czy cała ksiązka nie jest przeinaczona.
Mimo wszystko, książka jest świetna i należy do jak najbardziej przeze mnie lubianych. Na pewno kiedyś do niej wrócę :)